sobota, 14 stycznia 2017

Follow The Ginger Cat: Rozdział 2



Brak czasu! Może ktoś ma go trochę za dużo i chciałby odsprzedać?
Rozdział jest mega krótki (i nie najlepszy), ponieważ jak już wspomniałam - brak czasu. Niedługo Wam to wynagrodzę, obiecuję.
Lecimy! ♥
Dajcie znać co myślicie! ^^
____________________________________________________________________________
Kolejne kilka dni upłynęły mu na czekaniu. Czekaniu, aż dziewczyny wrócą ze szkoły. Czekaniu, aż ktoś odezwie się w sprawie tego cholernego kota. Czekaniu, aż w nocy nawiedzą go koszmary.
W piątkowy wieczór, Haymitch był gotowy rwać włosy z głowy, sfrustrowany czekaniem. Przysiągł sobie, że jeśli futrzak się znajdzie, to pożałuje, że wrócił do domu. Przez jego nieobecność Prim znów stała się małomówna. Katniss i Haymitch starali się ją rozweselić i choć po części to działało, dwunastolatka przez większość czasu była przybita.
Haymitch nienawidził, kiedy któraś z dziewczyn była smutna, zła lub cokolwiek ją niepokoiło. Oczywiście, Katniss potrafiła o siebie zadbać, ale chciał jej tego oszczędzić. Zbyt długo musiała się opiekować rodziną. Upewniać się, że Prim i jej matka, miały coś do jedzenia. Że Prim chodziła do szkoły i że się uczyła, że dobrze się czuła. Ostatnie kilka lat z życia dziewczyny polegało tylko i wyłącznie na opiekowaniu się młodszą siostrą. Haymitch chciał zapewnić jej chociaż odrobinę dzieciństwa, które straciła. Oczywiście, byłoby łatwiej, gdyby Katniss zaakceptowała jego pomoc. Zgodziła się na przeprowadzkę do niego, tylko dlatego, że była to najlepsza opcja dla Prim. Nie chciała być rozdzielona z siostrą. Akceptowała każdy pieniądz, jaki Haymitch wydawał na dziewczynkę, ale kiedy chodziło o nią, musiał ją przekonywać co najmniej dwa dni, zanim się zgodziła na cokolwiek. Gdyby Haymitch jej pozwolił, pewnie by pracowała po szkole, żeby tylko nie musieć go obciążać kosztami. W prawdzie, zanim obie się do niego wprowadziły, Katniss pracowała w Starbucks. Często omijała szkołę, żeby zdążyć na swoją zmianę. Kiedy przyszły do niego, Haymitch postawił jej warunek, że zrezygnuje z tej pracy. Krzyczała, stawiała się i trzaskała drzwiami, ale w końcu uległa.
Sobota nie była dobrym dniem. W nocy Haymitch obudził się z wyjątkowo okropnego koszmaru i od tamtego czasu, jedyne o czym był w stanie myśleć to butelka whiskey. Wiedział, że nie może się zbliżyć do alkoholu, co spowodowało że był w jeszcze bardziej paskudnym nastroju. Nie pomógł też fakt, że Prim stawała się coraz bardziej przygnębiona. Powiedziała mu, że powoli traci nadzieję, że Jaskier kiedykolwiek się jeszcze znajdzie. Katniss postanowiła, że trzeba poprawić jej siostrze humor i tak oto Haymitch znalazł się z dziewczynami na kanapie w salonie, oglądając ulubiony film Prim, "Chocolat". Byli w momencie, kiedy na ekranie po raz pierwszy pojawił się Johnny Depp, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Zerknął na zegar, było dopiero po czwartej. Za wcześnie na wizytę któregokolwiek z jego znajomych. Poza tym, nikt z jego znajomych nie zawracałby sobie głowy pukaniem - po prostu by wszedł. Haymitch spojrzał na dziewczynki, które patrzyły na niego zdezorientowane.
- Spodziewacie się kogoś? - zapytał. Pokręciły tylko głowami.
Westchnął i wstał z kanapy. Ruszył korytarzem w kierunku frontowych drzwi.
Otworzył drzwi i stanął twarzą w twarz z kobietą.
Była piękna.
Zjawiskowo piękna.
Niezapięty, czarny płaszcz odsłaniał różową, obcisłą sukienkę, która obejmowała jej figurę, niczym druga skóra. Czarne szpilki wyglądały, jakby mogły kogoś zabić. Blond włosy upięte na czubku jej głowy w skomplikowany kok, który zostawiał kilka pasemek luźno dookoła jej twarzy. Policzki zaróżowione od zimnego, jesiennego wiatru. I najbardziej niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek widział.
Była piękna.
A on się gapił.
Kobieta to zauważyła i zmierzyła go spojrzeniem od góry do dołu. Na jej ustał powoli rozkwitł wyzywający uśmieszek, a jej oczy rozbłysły. Spojrzała mu prosto w oczy i uniosła perfekcyjną brew.
- Przepraszam, że przeszkadzam, - powiedziała wciąż się uśmiechając - ale zdaje się, że znalazłam pańskiego kota.
Dopiero w tamtym momencie zauważył, że rzeczywiście, trzymała w ramionach kulkę rudego futra. Kot odwrócił leniwie głowę w jego stronę, spojrzał mu w oczy po czym zaczął się tulić do nieznajomej. Dziwne, ponieważ Jaskier zawsze był nieufny wobec obcych.
- Prim! - Haymitch zawołał, odwracając nieco głowę, żeby dziewczynka mogła go lepiej usłyszeć. Z drzwi salonu wychyliła się jej głowa, a kiedy zauważyła co nieznajoma trzyma w ramionach, zapiszczała z uciechy i czym prędzej podbiegła do nich.
- Jaskier! - wyciągnęła ręce, a kobieta podała jej kota. - To pani go znalazła?
- Owszem. - uśmiechnęła się blondynka. Prim nie mogła się powstrzymać od tulenia futrzaka, który wydawał się jakby wolałby wrócić w ramiona nieznajomej kobiety, ale tolerował chwilowe pieszczoty ze strony dziewczynki. - Wspaniały kot.
- Dziękuję!
- Mówiłam, że futrzak się znajdzie. - odezwał się głos za ich plecami. Katniss stała w drzwiach salonu z założonymi rękami, obserwując nieufnie nieznajomą kobietę, jednak w kąciku jej ust czaił się uśmiech, kiedy spojrzała na młodszą siostrę. Wyciągnęła rękę do Prim, którą ta ujęła, w drugiej ręce ściskając Jaskra. Katniss skinęła głową kobiecie i zniknęła razem z siostrą w salonie.
Haymitch odwrócił się z powrotem do nieznajomej.
- Nie wiem jak ci dziękować, skarbie. - powiedział, ponieważ cieszył się, że na twarzy Prim znów zagościł uśmiech. Jednakże uśmiech na twarzy kobiety powoli zniknął.
- Nie jestem pańskim skarbem. - powiedziała obdarzając go karcącym spojrzeniem. - Mam na imię Effie.
Wyciągnęła do niego rękę, którą ścisnął tylko przez zwykły refleks. Jej palce były zimne w zetknięciu z jego dłonią. Patrzyła na niego wyczekująco.
- Haymitch. - odpowiedział w końcu.
Kobieta - Effie - obdarzyła go szerokim uśmiechem.
- Jak mam ci dziękować? - zapytał, ale Effie nie miała możliwości, żeby odpowiedzieć.
- Haymitch? - odwrócił się, żeby spojrzeć na Prim. Uśmiechała się niczym złośliwy chochlik. - Powinieneś zaprosić panią na kawę. Jutro masz wolny dzień, prawda?
Spiorunował ją spojrzeniem, korzystając z faktu, że kobieta nie widziała jego twarzy. Zirytowany, to mało powiedziane, żeby określić jak się czuł w tamtym momencie. Zapytać nieznajomą kobietę, która równie dobrze mogłaby być modelką na kawę? Wymienili ze sobą nie więcej niż trzy zdania. A jednak Haymitch spojrzał na Effie unosząc pytająco brew.
Patrzyła na niego zszokowana po czym na jej usta powrócił ten wyzywający uśmieszek.
- No więc? - zapytała, a w jej głosie zadrżała niebezpieczna nutka. - Zapyta mnie pan?
Starał się powstrzymać.
Naprawdę się starał.
Jednak nie wiadomo jak bardzo by się starał, nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.

czwartek, 15 grudnia 2016

Follow The Ginger Cat: Rozdział 1

Witajcie!!!
Nareszcie jestem z powrotem, nawet nie macie pojęcia, jak bardzo jestem podekscytowana tym opowiadaniem! Jeszcze nie do końca wiem dokąd poprowadzi, bo wciąż nie jest skończone, ale pracuję nad tym.
Okej, okej, już nie przeszkadzam! Czytajcie sobie! :*
Mam nadzieję, że się Wam spodoba!
Dajcie znać co myślicie. Komentarze dają mi motywację do dalszego pisania! ♥
__________________________________________________________________
Haymitch był zdenerwowany. Odmrażanie sobie tyłka dla jakiegoś kota nie było dla niego idealnym pomysłem na rozpoczęcie dnia.
Wszystko byłoby dobrze gdyby tylko dwie noce wcześniej pamiętał o zamknięciu tego przeklętego okna. Nie musiałby przemierzać całego miasta wzdłuż i wszerz, rozwieszając ogłoszenia o zaginionym kocie. Seam nie było dużym miastem, ale małym też nie było. Jesień zaczęła dawać o sobie znać, więc lodowaty wiatr tylko pogorszył jego humor. Prawda była taka, że gdyby Prim nie umiała robić tej miny zbitego szczeniaka, pewnie nawet nie zaprzątałby sobie głowy tym durnym futrzakiem. 
Jaskier. Tak go nazwała. Według niego, powinna go nazwać Pomiotem Szatana, ponieważ kot zdawał się go nienawidzić z pasją, która dorównywała tylko temu co on sam czuł do zwierzaka. Jaskier przez cały czas zdawał się planować jego morderstwo. Jego jedynym pocieszeniem było to, że Katniss zdawała się nienawidzić kota tak bardzo jak on. Co jakiś czas powtarzała, że jeśli jeszcze raz znajdzie go w swoim pokoju, ugotuje z niego zupę. Oczywiście, Prim nie pozwoliłaby, żeby cokolwiek stało się jej kochanemu kotkowi. I to był kolejny powód dla którego Haymitch spędził większość dnia marznąc, rozwieszając plakaty i przeklinając tą wredną kulkę rudego futra. Prim była jego słabością, tak samo jak Katniss. Obie przeszły wystarczająco dużo i nie chciał już widzieć smutku na ich twarzach.
Zamknął za sobą drzwi frontowe i ruszył prosto do kuchni. Rzucił pomięte plakaty na stół. Otworzył szafkę i od razu ją zamknął. Nie było sensu, żeby szukać. W domu i tak nie było ani kropelki alkoholu. A dokładniej, w domu nie było ani kropelki alkoholu już od dwóch miesięcy. Odpędził od siebie myśl o wypiciu czegoś mocniejszego i opadł na najbliższe krzesło.
Od dwóch miesięcy nie wypił nic mocniejszego niż sok pomarańczowy. Nie mógł pozwolić, żeby dziewczyny zabrała opieka społeczna. Kiedy Katniss zapukała, albo raczej, mało nie wyważyła jego frontowych drzwi, z przerażeniem w oczach, nie miał większego wyboru. Zastanawiał się, naprawdę rozważał opcję, żeby nie wziąć ich pod swój dach, ale z chwilą gdy tylko o tym pomyślał, twarz ich ojca pojawiła się przed jego oczami. Ojciec dziewczynek był jak jego brat. Gdyby Haymitch nie był tak zajęty piciem whiskey, zauważyłby, że coś jest nie tak. Powinien sprawdzać, jak sobie radzą. Lecz zamiast tego, on postanowił, że butelka jest ważniejsza. Dlatego kiedy Katniss przyszła do niego, błagając go o pomoc, zgodził się.
Teraz od dwóch miesięcy dziewczynki mieszkały u niego, Lily została zamknięta w ośrodku, a Haymitch zmagał się z objawami odwyku. Najgorsze już przeszło, ale drżące dłonie były ciągłym przypomnieniem, że tak naprawdę jest starym pijakiem.
Telefon w jego kieszeni zaczął piszczeć niemiłosiernie, a Haymitch zaczął cicho przeklinać Prim za to, że ustawiła mu ten głupi dzwonek. Wyciągnął komórkę z kieszeni i odebrał bez patrzenia na ekran.
- Czy ojciec roku odnalazł zaginionego kotka? - odezwał się znajomy, zachrypnięty głos. Na ustach Haymitcha zabłądził uśmieszek.
- Ojciec roku może skopać ci tyłek. - odpowiedział.
- Auć, taki brutalny. - zakpił jego przyjaciel.
- Czego chcesz Chaff?
- Nie jesteś zbyt przyjacielski, wiesz? - mężczyzna po drugiej stronie westchnął, jakby Haymitch sprawiał mu psychiczny ból. - Zastanawiałem się, jak sobie radzisz?
Haymitch doskonale wiedział, jaki był powód tego telefonu. Od czasu do czasu jego znajomi twierdzili, że trzeba sprawdzić co się u niego dzieje. Wszyscy martwili się sytuacją w jakiej znalazły się Katniss i Prim, wszyscy starali się pomóc jak tylko mogli. Nawet Johanna.
- Powiedz reszcie, żeby się nie martwili. - parsknął. - Kto kazał ci zadzwonić? - ponieważ choć Chaff był jego najlepszym przyjacielem, nie sądził, żeby ten telefon był z jego inicjatywy. - Stawiam na Johannę, zawsze była taką przejmującą się duszyczką.
- Prawda, ale to nie ona. - zaśmiał się Chaff po drugiej stronie. - Annie i Finnick zapraszają ciebie i dziewczyny na obiad. Powiedzmy, że to taka mała impreza. Będzie też reszta...
- Co to za okazja?
- Bez okazji. - powiedział i Haymitch prawie mógł zobaczyć, jak Chaff wzrusza ramionami. - Annie mówi, że dawno się wszyscy nie widzieliśmy. Chyba Finnick za nami tęskni. - dodał rechocząc ze śmiechu.
- Bez wątpienia. - zaśmiał się. - Kiedy by to miało być?
- W przyszłym miesiącu? Annie nalega, żeby byli wszyscy i pierwszy termin, który pasuje wszystkim jest dopiero w październiku. Dwunastego.
- Okej, sprawdzę w kalendarzu czy mam wolną chwilę i dam ci znać. - zażartował. Oboje wiedzieli, że Haymitch nie ma żadnych planów. Jego życie było nudne. Oprócz koszmarów w nocy, dziewczynek w dzień i nieustannego pragnienia wypicia czegoś mocniejszego w jego życiu nie było nic wartego uwagi.
- Taki wspaniałomyślny. - zakpił Chaff, jednak po chwili jego głos stał się bardziej poważny. - A teraz tak na serio. Jak się trzymasz?
- Jakoś. - wzruszył ramionami. Jego przyjaciel wiedział, że nie było sensu naciskać, bo Haymitch i tak nic nie powie.
- Co z kotem?
- Jeśli go znajdę, to zrobię z niego czapkę.
- A dziewczyny?
- W szkole. - spojrzał na zegar na ścianie. - Powinny niedługo wrócić.
- Jak sobie radzą? - Chaff miał słabość do Katniss i Prim. Trudno się było dziwić; wszyscy jego znajomi uwielbiali dziewczyny od pierwszego momentu, jak tylko je poznali.
- Jakoś. - znów wzruszył ramionami. - W tym tygodniu Katniss była wezwana do gabinetu dyrektora tylko raz. Robi postępy.
Naprawdę, Haymitch był pewny, że przez nią osiwieje jeszcze przez końcem roku. Pierwszy miesiąc roku szkolnego jeszcze się nie skończył, a dyrektor już nie raz groził, że jeśli Katniss będzie sprawiała problemy, wezwie opiekę społeczną. Starał się o tym porozmawiać z Katniss, ale jej odpowiedź była zawsze taka sama: "Nie musisz się przejmować!" i dźwięk zatrzaskujących się drzwi do jej pokoju. Nastolatki. Na szczęście Prim była spokojna.
- A Prim? - zapytał Chaff.
- Zaczyna być bardziej śmiała. - ponieważ za pierwszym razem, kiedy Prim pokazała się w jego domu, nie mówiła zbyt wiele. Była przestraszona i nieśmiała.
- To dobrze. Już myślałem, że... - ale w tym momencie rozległ się dźwięk zatrzaskiwanych drzwi frontowych i śmiech dwóch nastolatek.
- Dziewczyny przyszły ze szkoły. - powiedział Haymitch, przerywając Chaffowi.
- Ojciec roku musi kończyć? - po drugiej stronie połączenia rozbrzmiał donośny śmiech.
- Naprawdę oberwiesz. - zanim się rozłączył, usłyszał jeszcze głośniejszy rechot.
Zdążył odłożyć telefon na stół, kiedy do kuchni weszły dwie, śmiejące się dziewczyny. Prim uśmiechnęła się do niego na powitanie. Jej niebieskie oczy błyszczały, co było dla niego dobrym znakiem, bo od początku lata, kiedy tylko obie siostry u niego zamieszkały, w ich oczach nie było nic więcej, jak pustka. Blond włosy Prim były zaplecione w warkocz, co mówiło mu, że Katniss zabawiła się w fryzjerkę przed wyjściem do szkoły. Jej własne, ciemne włosy były związane w tym samym stylu.
- Znalazłeś sierściucha? - zapytała Katniss, podchodząc do lodówki, żeby wyciągnąć z niej karton z sokiem pomarańczowym. Pociągnęła zdrowy łyk prosto z kartony, nie przejmując się żadnymi szklankami.
- Ciebie też miło widzieć, skarbie. - odpowiedział uśmiechając się półgębkiem. Szybko jego uśmiech zniknął z twarzy. - Nie. Porozwieszałem plakaty. Na pewno ktoś go znajdzie.
Uśmiech Prim nieco przygasł.
- Pewnie ktoś niedługo zadzwoni, żeby powiedzieć, że go znalazł. - powiedziała niepewnie, patrząc na zmianę na Katniss i na niego.
- Na pewno! - powiedziała Katniss, starając się brzmieć optymistycznie.
- Jak było w szkole? - Haymitch szybko zmienił temat.
- Dobrze! - na twarzy młodszej siostry znów zawitał szeroki uśmiech. - Poznałam różnicę między komórką zwierzęcą i roślinną!
Zaczęła mu tłumaczyć czego dokładnie się nauczyła i Haymitch był więcej niż szczęśliwy, żeby przestać słuchać. Wciąż kiwał głową i potakiwał, ale jego myśli były daleko. Dzieciak był zafascynowany biologią; w przyszłości chciała zostać lekarzem.
Haymitch rozmyślał nad tym, jak w ciągu dwóch miesięcy zdążył się przyzwyczaić do obecności nastolatek w domu. Choć początki ich wspólnego życia nie zaczęły się wspaniale, zaczynali powoli wychodzić na prostą. Zaczął nawet mieć nadzieję, że któregoś dnia, Prim stanie się jeszcze bardziej śmiała, Katniss zacznie z nim normalnie rozmawiać i nie będzie uciekać ze szkoły i wdawać się w bójki, oraz, że może, tylko może, któregoś dnia nawet on nie będzie myślał o alkoholu w każdej chwili swojego dnia. Nadzieja była niebezpieczną rzeczą. Lecz może cała ich trójka będzie mogła zacząć życie od nowa. Razem.

Ogłoszenia Parafialne! ♥

DNIA 15 GRUDNIA, W GODZINACH WIECZORNYCH (LUB NIE) POJAWI SIĘ PIERWSZY ROZDZIAŁ DO FOLLOW THE GINGER CAT!!
PODEKSCYTOWANI? BO JA TAK!
CZY KTOŚ JESZCZE JEST NABUZOWANY KOFEINĄ I NIE ŚPI OD DWÓCH DNI? TYLKO JA? OKEJ!
_____________________________________
A teraz na poważnie.
Rozdział miał się pojawić 14, ale nie miałam za bardzo czasu, żeby sprawdzić czy wszystko jest okej.
Kilka słów na temat opowiadania. Jest to alternatywna rzeczywistość. Znowu. Nasza historia zaczyna się, kiedy pewnego dnia Haymitch zapomina zamknąć okno i pewien rudy kot ucieka z jego domu. Zaczynają się poszukiwania, podczas których Haymitch znajduje nie tylko kota. A raczej to kot znajduję drogę powrotną do domu i sprowadza ze sobą osobę towarzyszącą.
Któż to taki? Dlaczego kot mieszka z Haymitchem, kiedy wszyscy dobrze wiedzą do kogo należy? Jak potoczy się ta historia? Cóż, chyba będziecie musieli poczekać, aż ją opublikuję.
Mam nadzieję, że się Wam spodoba!
Do zobaczenia już bardzo niedługo! ♥

środa, 30 listopada 2016

Follow The Ginger Cat

Wow! Pół roku, huh?
Nie było mnie. Przepraszam, że tak długo czekaliście. Jest tu jeszcze ktoś? Ktokolwiek? Nie? Cóż. Nie spodziewałam się, żeby było inaczej, szczerze mówiąc.
Wiem, że publikując ten post rzucam go w pustkę, ale nie mogłam się oprzeć, żeby nie zajrzeć tutaj po tak długim czasie.
Przepraszam, że Was zostawiłam. Przepraszam, że nie dokończyłam tego ostatniego opowiadania. Gdzieś po drodze zgubiłam wenę i nie mogłam jej odnaleźć, aż do teraz.
Nie dokończę Zimowej Opowieści. Przykro mi, ale straciłam nadzieję na to, że to opowiadanie samo wyciągnie się z impasu w którym się znalazło.

Mam za to inne ogłoszenie. Pracuję nad nowym opowiadaniem. Nie jest jeszcze skończone, fakt. Tak naprawdę to wciąż jest tylko szkicem w mojej głowie, ale pomyślałam, że warto byłoby spróbować. Follow The Ginger Cat, tak będzie się nazywało nowe opowiadanie.

Przepraszam, że nie dokończę Zimowej Opowieści.
Przepraszam jeszcze raz.
Do zobaczenia wkrótce. Mam nadzieję!
~ Bainel.

niedziela, 12 czerwca 2016

Zimowa Opowieść: Rozdział 13

Pamiętacie, jak dawno temu wspominałam, że kilka szczegółów (takich, jak wiek) może się nie zgadzać? Cóż, to jest to.
Miłego czytania! Nie sprawdzałam tego rozdziału, więc za wszystkie błędy i niedociągnięcia przepraszam! Mam nadzieję, że długi rozdział wynagrodzi Wam moją nieobecność.
PS. Ktoś jeszcze cierpi na bezsenność? ^^
______________________________________________________________________
Haymitch
Haymitch obudził się z uczuciem buzowania w głowie. Nie otwierał oczu, wiedział, że skończy się to nieprzyjemnym bólem głowy. Pod jego zamkniętymi powiekami przelatywały obrazy. Zbyt realistyczne, żeby nie były prawdziwe. Wspomnienia ostatnich zdarzeń. Widział na nowo wszystko to co wcześniej przysłonił mu alkohol; jak Lissie całowała się z tamtym chłopakiem o piaskowych włosach. I jak z nią rozmawiał. Jak tamten chłopak, aż rwał się do bójki, ale kiedy po kilku minutach zrozumiał, że Haymitch wcale nie chciał się z nim bić, uspokoił się. I co Lissie mu powiedziała. Później zaczęły mu wracać wspomnienia z dalszej części tamtego dnia i tego poranka. Przypomniał sobie, jak kupił kilka butelek najlepszego alkoholu Ripper i jak poszedł do lasu; nad jeziorem był mały, zapomniany budynek, to tam się schował i to tam pił przez całą noc. Bożonarodzeniowy poranek wciąż był spowity mgłą. Nie miał pojęcia w jaki sposób znalazł się w domu, ani w jaki sposób znalazł drogę do łóżka. Leżał na łóżku, tego był pewien, ale rzecz tuż pod jego policzkiem nie była poduszką. Ta rzecz była zbyt ciepła. Miękka i delikatna pod jego skórą. Delikatnie się unosiła, jakby... Oddychała.
Dopiero po dłuższym czasie zorientował się, że czyjaś ręka gładzi go po włosach. Jego serce zabiło mocniej. Pierwsza myśl powędrowała do Lissie, ale to przecież niemożliwe. Lissie była teraz z chłopakiem od Mellarków.
Otworzył oczy i ku jego zdumieniu światło nie zaatakowało jego oczu. Zasłony były zaciągnięte na okna, w pokoju panował miły półmrok. Palce, które przeczesywały mu włosy były delikatne, chłodne i za każdym razem, kiedy muskały jego głowę, przechodziły go przyjemne dreszcze.
Przesunął głowę, żeby spojrzeć za siebie i jego oczom ukazały się przenikliwie niebieskie oczy. Patrzyły na niego, jakby był najbardziej interesującą rzeczą na świecie. Effie odgarnęła mu włosy z czoła; na jej ustach błąkał się uśmiech.
- Jak się czujesz? - zapytała cicho
Rzecz na której spoczywała jego głowa okazała się być brzuchem Effie; ona sama była na wpół oparta o wezgłowie łóżka. Nie mogła być do dla niej najwygodniejsza pozycja, ale nie wyglądała jakby jej to przeszkadzało.
- Jakby ktoś przywalił mi patelnią w głowę.
Prawy kącik jej ust zadrgał lekko, jakby powstrzymywała się od śmiechu. Jej oczy były przenikliwie i Haymitch czuł w głębokim zakamarku jego - wciąż zaćmionego alkoholem - umysłu, że chce go o coś zapytać. Nie powiedział nic na ten temat.
- Właśnie miałam cię budzić. - powiedziała, wciąż przeczesując jego włosy palcami. Zdał sobie sprawę, że jego ramię oplata ją zupełnie jak przytulankę, mimo tego nie zmienił pozycji. Wszystko to było tak... Naturalne. Jakby budzenie się przy niej, było codziennością. - Powinieneś wziąć porządny prysznic i się przebrać. Niedługo przyjdą goście.
Poczuł skurcz w żołądku na myśl o tym, kto przyjdzie. Odwrócił od niej twarz z niezadowolonym jękiem i wtulił ją w jej brzuch. Materiał jej swetra pachniał niczym wanilia; Ona pachniała jak wanilia. Czuł ciepło jej ciała przebijający przez cienki kaszmir.
- Obudź mnie, jak sobie pójdą. - wymamrotał.
Kiedy westchnęła ciężko, jego głowa uniosła się o kilka centymetrów razem z jej brzuchem. Pociągnęła go lekko za włosy, żeby zwrócić na siebie jego uwagę.
- Są święta. Musisz je spędzić z rodziną.
- Nie chcę.
Zapadła cisza. Haymitch miał świadomość tego, że zachowuje się dziecinnie, ale nie miał zamiaru się do tego przyznawać. W tym ciemnym pokoju, z Effie, mógł pokazać odrobinę strachu.
- Więc spędź je ze mną. - usłyszał jej głos po dłuższym czasie. Podniósł głowę, żeby na nią spojrzeć. Patrzyła na niego zagryzając dolną wargę. W jej oczach czaiło się coś co sprawiło, że wnętrzności Haymitch zaczęły się skręcać. - Spędź święta ze mną. Zrób to dla mnie.
Patrzyli się na siebie przez kilka bardzo długich sekund, po czym westchnął i przewrócił oczami. Ta dziewczyna naprawdę była mistrzynią w robieniu miny zbitego szczeniaka.
- Nienawidzę cię. - mruknął, podnosząc się do pozycji siedzącej. Jednak zanim zdążył wstać z łóżka, palce Effie zacisnęły się na jego dłoni. Na jej twarzy widniała troska i... Smutek?
- Nie chcesz o niczym porozmawiać? - zapytała przyglądając mu się uważnie.
- O czym?
- O Lissie?... Albo... O czymś innym? - wydawała się niepewna. Patrzył jej w oczy przez chwilę, a kiedy nie mógł dłużej znieść ich przeszywającego błękitu, odwrócił wzrok; wbił go w ich splecione dłonie.
- Jakiej Lissie?
Czuł na sobie jej spojrzenie, ale kiedy znów na nią zerknął tylko pokiwała krótko głową i puściła jego rękę. Haymitch miał wrażenie, że coś mu umknęło, bo w następnej chwili jej twarz stała się pusta.
***
Wyszedł z łazienki w samych bokserkach, wpuszczając do pokoju kłęby pary. Jego skóra wciąż była zaczerwieniona od ciepłej wody. Z jego włosów wciąż kapały kropelki. Na łóżku leżał garnitur o którego istnieniu Haymitch dawno zapomniał. Podejrzewał, że jego matka wygrzebała ten strój z jego szafy i położyła w widocznym dla niego miejscu, żeby dać mu do zrozumienia w co ma się ubrać.
Stał odwrócony plecami do drzwi, kiedy usłyszał, że ktoś wchodzi do jego pokoju.
- Nie wiesz, że to niegrzecznie wchodzić bez pukania, skarbie? - powiedział, nie odwracając się. - Nie powinnaś też się przebrać... - spojrzał przez ramię i ujrzał, że to nie Effie, której się spodziewał, ale Holden. - Och... Co ty tutaj robisz?
Jego brat zamknął za sobą drzwi i wpatrywał się w niego z dziwnym wyrazem twarzy.
- Chciałem się upewnić, że wszystko w porządku.
- W jak najlepszym. - odpowiedział od razu.
- Jesteś pewien?
- Ta... - mruknął, a po chwili zastanowienia powiedział - Holden?
- Hmm?
- Jak ja się dostałem do domu? - ponieważ jego wspomnienia z tego poranka wciąż były zamazane.
- Nie jestem pewny. - odpowiedział jego brat. - Szukaliśmy cię z mamą, kiedy się pojawiłeś. Nie jestem pewny, ale chyba Effie ci pomogła dostać się do łóżka.
Jego umysł zaczął pracować na najwyższych obrotach. Po minucie intensywnej walki z własną pamięcią, przypomniał sobie, jak wracał przez śnieg do domu. Jak kilka razy się przewrócił, ale nie dbał o to, ponieważ alkohol rozgrzewał go od środka. Przypomniał sobie, jak wszedł do domu i jak Effie pojawiła się u jego boku. Jak pomogła mu wejść po schodach i jak pomogła mu w łazience. A potem... Przypomniała mu się ich rozmowa. Co jej wyznał o swojej przeszłości. Co jej powiedział. I co ona powiedziała. Kiedy z nią byłem, nic nie czułem. Okłamywałem sam siebie, że ją kocham. Ale to nie była prawda. A później pojawiłaś się ty... Przestań. Uwierz mi. Podziękujesz mi, kiedy wytrzeźwiejesz. Czy był jej wdzięczny? Tak. Czy to co powiedział było prawdą? Zdecydowanie. Kiedy w jego życiu pojawiła się Effie, między nimi od razu była ta mała iskierka, która sprawiała, że wciąż się przekomarzali. Że nieustannie ze sobą flirtowali. A kiedy krzyczała na niego na lodowisku, Haymitch czuł, że żyje.
- Jak się czujesz? - z rozmyśleń wyrwał go głos Holdena.
- Dobrze. - odpowiedział natychmiast, ale jego brat nie wyglądał na przekonanego. - Naprawdę!
- Chciałem ci powiedzieć, Haymitch, naprawdę, - zaczął chłopak. - ale byłeś w nią tak zapatrzony, że byś mi nie uwierzył.
- Nic się nie stało.  - wzruszył ramionami. - Nie byłem w nią zapatrzony od kilku miesięcy. Oszukiwałem sam siebie, rozumiesz?
- Czyli... Nie jesteś na nią wściekły?
- Nie jestem wściekły. Jestem zły, bo zmarnowałem kilka miesięcy, kiedy mogłem... Nie jestem wściekły.
- Więc dlaczego się upiłeś? - Holden zmarszczył brwi.
- Wydaje mi się, że to przez szok. Nie spodziewałem się ich spotkać. To wszystko. Do tego jeszcze dzisiaj. Pani Everdeen...
- Nie przejmuj się nią.
- Ale... - jednak Holden znów mu przerwał.
- Haymitch, nie przejmuj się. - powiedział zdecydowanie. - To nie była twoja wina. Nie prosiłeś Everdeen'a, żeby po ciebie wracał. To nie ty go zabiłeś.
Po tym ich rozmowa nie trwała zbyt długo. Holden poszedł się przebrać do kolacji, a Haymitch założył swój garnitur. Męczył się właśnie z krawatem, kiedy do jego drzwi ktoś zapukał. Nie czekając na jego zaproszenie, drzwi się otworzyły i do środka weszła Effie. Kiedy Haymitch na nią zerknął, oniemiał. Stał oszołomiony, wpatrując się w nią z niedowierzaniem. Widząc jego reakcję uśmiechnęła się niewinnie i obróciła się powoli dookoła własnej osi, żeby zaprezentować mu się w pełnej okazałości.
Wyglądała pięknie. Czerwona sukienka, sięgająca jej do połowy uda z długimi rękawami, przylegała do niej, jak druga skóra i zdecydowanie podkreślała jej figurę. Tył sukienki odkrywał jej plecy. Jej miodowo-złote włosy związała w wymyślny kok, w którym niektóre pasemka włosów opadały jej na twarz. Dzięki czarnym szpilkom jej nogi wydawały się niesamowicie długie. Haymitch czuł się, jakby ktoś nagle odebrał mu wszystkie słowa poza jednym: piękna. Czerwony był zdecydowanie jej kolorem.
Musiał się wpatrywać zbyt długo, ponieważ Effie odchrząknęła i zapytała
- No i? Podoba ci się?
Nie był w stanie jej odpowiedzieć. Miał wrażenie, że robi z siebie kompletnego idiotę. Z jego ust wydobył się niezrozumiały bełkot, na którego dźwięk na twarzy Effie pojawił się drwiący uśmieszek.
- Uznam to za "tak". - podeszła do niego i zaczęła wiązać mu krawat. Haymitch nie mógł oderwać od niej wzroku. Kiedy skończyła z krawatem, wygładziła jego białą koszulę, jej dłonie zostały na jego piersi. Odchrząknął i odwrócił wzrok od jej ust.
- Wyglądasz... Ładnie. - wymamrotał. Czuł, że jego uszy płoną.
- Ładnie? - zapytała z prowokującym uśmieszkiem. - Komplement od Haymitcha, proszę, proszę. Cuda jednak się zdarzają w święta.
- Nie przyzwyczajaj się, skarbie.
Jej przekomarzanie, pozwoliło mu odzyskać rozum.
- Twoja mama kazała mi sprawdzić czy jesteś już gotowy. - powiedziała Effie. - Za chwilę przyjdą goście. - widząc, że z twarzy Haymitcha zniknął uśmiech, ujęła go pod brodę i zmusiła, żeby na nią spojrzał. - Pamiętaj, że spędzasz święta ze mną, dobrze?
- To nie zmieni tego, że oni nagle znikną.
- Nie, ale jeśli będziesz się źle czuł, to pomogę ci przetrwać ten wieczór.
Szukał w jej oczach kłamstwa, ale niczego takiego się nie doszukał. Widział jedynie szczerą chęć pomocy. Przypomniało mu się, co jej powiedział rano, pod wpływem alkoholu.
- Jeśli chodzi o wcześniej... - zaczął. Po jej twarzy przemknęło jakieś uczucie, ale zniknęło tak szybko, że nawet nie umiałby go nazwać. - Dzięki, że mi pomogłaś.
- Spadłeś ze schodów. - spuściła wzrok. - Miałam cię tak zostawić?
- Co do tego, co powiedziałem... Dziękuję, że mnie powstrzymałaś. - Teraz nie było mowy o pomyłce, na jej twarzy pojawił się ból. Chciała opuścić ręce, które wciąż spoczywały na jego piersi, ale przytrzymał je. - Ale to nie znaczy, że tego nie miałem na myśli.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Starała się wyszukać jakiegoś znaku, który powiedziałby jej, że kłamie. Jednak nic takiego nie znalazła. To co mówią ludzie pod wpływem alkoholu, jest tym co myślą ludzie trzeźwi.
Nachylił się, żeby ją pocałować. Zastanawiał się, jak to będzie. Wyobrażał sobie, że jej usta są słodkie.
- Haymitch... - wyszeptała, kiedy ich usta dzieliły tylko milimetry.
- Haymitch, Effie! - na dźwięk głosu matki Haymitcha, odskoczyli od siebie, jak oparzeni. - Na dół i to w tej chwili!
Effie przygryzła wargę, żeby nie parsknąć śmiechem, a Haymitch poczuł, że jego szyja i uszy płoną czerwienią. Poczuł jej palce, które ścisnęły lekko jego dłoń, żeby zdobyć jego uwagę.
- Załóż marynarkę. - powiedziała Effie, uśmiechając się od ucha do ucha.
***
Zadzwonił dzwonek do drzwi i Haymitch poczuł, że całe jego ciało się napina. Effie musiała to poczuć, bo wcięła go za rękę i ścisnęła lekko jego palce.
- Rozluźnij się. - szepnęła. - Jestem pewna, że wszystko będzie dobrze.
Łatwo jej mówić, pomyślał. To nie ona musiała się zmierzyć z kobietą, której mąż nie żyje, ponieważ wrócił, żeby go uratować.
Z korytarza dobiegły ich głosy. Jego wnętrzności skręciły się w ciasny supeł. Razem z Effie wstał z kanapy, żeby przywitać gości. Holden wciąż siedział na jednym z foteli, które stały przy kominku; wcześniej Haymitch rozpalił ogień, na prośbę swojej matki.
Do salonu weszły dwie dziewczynki. Były swoimi kompletnymi przeciwieństwami. Starsza z nich, o ciemnych włosach splecionych w warkocz i szarych, bystrych oczach, wyglądała na czternaście lat. Młodsza, z jasnymi, rozpuszczonymi włosami i niebieskimi oczami, nie mogła mieć więcej niż dziesięć lat. Obie były ubrane w ładne sukienki.
Katniss obrzuciła go spojrzeniem i choć jej wzrok był lodowaty, skinęła mu głową na powitanie. Prim była bardziej przyjacielska. Haymitch miał wrażenie, że Effie polubiła ją od pierwszego wejrzenia, bo nie minęło kilka minut, jak już rozmawiały, niczym najlepsze przyjaciółki. Holden przywitał się z dziewczynkami, poczęstował je ciastkami. Zachowywał się, jak dobry wujek.
A później, po kilku minutach, do salonu weszła ich matka. Wyglądała na lekko rozkojarzoną. Jakby nie do końca wiedziała, co się dookoła niej dzieje. Jej wzrok padł na niego i Haymich poczuł, że do żołądka spada mu bryła lodu. Przezwyciężając chęć do ucieczki, podszedł do niej.
- Pani Everdeen... - zaczął, ale kobieta mu przerwała. 
- Haymitch. - powiedziała, uśmiechając się lekko. Uśmiech nie dosięgnął jej niebieskich oczu. - Miło cię widzieć. - nie wydawało mu się, że kłamie. Ale nie wyglądała na najszczęśliwszą osobą. Trudno się dziwić, pomyślał, w końcu niecały rok temu straciła męża.
- Ja... - jednak znów nie dane mu było dokończyć.
- Wiem co chcesz powiedzieć. - mówiła cicho, żeby nikt poza nimi w salonie ich nie usłyszał. - Nie rób tego. To nie była twoja wina, Haymitch. - po tych słowach poczuł, że trochę łatwiej mu się oddycha. - Mój mąż... To była wina firmy.
- Gdyby nie ja... - nalegał.
Do salonu zajrzała jego matka. Omiotła spojrzeniem całe pomieszczenie, a jej wzrok zatrzymał się chwilę dłużej na nim i na Isabelle. Przywołała na twarz dobroduszny uśmiech.
- Kolacja będzie za chwilę, ktoś musi mi pomóc. - powiedziała, po czym zniknęła w korytarzu.
Effie, Prim, i Holden od razu ruszyli do pomocy. Kiedy Effie przechodziła koło niego schwyciła go za rękę i pociągnęła go za sobą. Nigdy nie przepuści okazji, żeby mu mówić co ma robić. A może - odezwał się cichy głosik w jego głowie - może po prostu ratuje cię od reszty tej rozmowy? Prawdopodobnie.
***
Kolacja przebiegła bardzo dobrze. Wszyscy, nawet Katniss i Haymitch, poczuli klimat świąt, kiedy spróbowali potraw, jakie przygotowała Alice. A kiedy przyszła pora na prezenty, wszyscy byli już najedzeni do granic możliwości, a w salonie panowała leniwa atmosfera.
Każdy odpakował swoje prezenty. Alice i Holden obdarowali go nożem z ręcznie zdobioną rękojeścią. Haymitch lubił rzeźbić w drewnie, kiedy nie miał nic innego do roboty, więc taki nóż był wspaniałym prezentem. Effie kupiła mu szachy. Zdziwił się, kiedy je zobaczył, bo nie wiedział z skąd się dowiedziała, że Haymitch je lubił.
Kiedy jego matka dowiedziała się, że sam nic nie kupił dla Effie, trzepnęła go po głowie. Jednak Effie powiedziała, że nic nie szkodzi i że samo to, że może z nimi spędzić święta, było wystarczającym prezentem samo w sobie. Od Holdena dostała małą, ręcznie rzeźbioną figurkę w kształcie łyżwiarki figurowej; od Alice dostała gruby, wełniany sweter. Jego matka powiedziała jej, że potrzebuje naprawdę ciepłych ubrań.
Everdeen'owie również dostali prezenty. Isabelle dostała książkę o ziołach. Prim - zestaw małego chemika, a Katniss prawdziwy łuk i strzały. To był jego pomysł. Wiele razy słyszał, jak Everdeen opowiadał o swoich córkach i żonie. Wiedział, że Katniss lubiła chodzić z ojcem do lasu. I wiedział, że Everdeen sam miał łuk i uczył córkę strzelać. Dziewczyna miała łzy w oczach, kiedy im dziękowała.
Holden dostał sweter od matki, książkę od Haymitcha i kolejną od Effie. Chłopak był zadowolony; kochał czytać.
Haymitch kupił naszyjnik dla matki, Holden dał jej pierścionek, a Effie obdarowała ją książką z przepisami najróżniejszej maści. Alice wydawała się szczerze wzruszona.
Przyszedł czas na herbatę. Wszyscy wzięli się za pomaganie w znoszeniu talerzy ze stołu. Haymitch trochę się ociągał. W salonie został tylko Holden, który patrzył na niego z dziwnym uśmiechem.
- Co? - zapytał Haymitch marszcząc brwi.
- Wpadłeś po uszy, braciszku. - powiedział chłopak. Haymitch nie zrozumiał na początku o co mu chodzi, ale później zdał sobie sprawę, że jego brat mówi o Effie. Oboje przez cały wieczór wymieniali spojrzenia i uśmiechy częściej niż zwykle. I nie raz złapał Holdena, jak im się przyglądał. Pokręcił głową i ruszył w stronę drzwi, zostawiając brata za sobą.
Haymitch stanął w drzwiach akurat w tym samym momencie w którym Effie chciała wejść do pokoju. Spojrzała na niego uśmiechając się. Nie mógł się powstrzymać, żeby nie odwzajemnić tego uśmiechu. Kiedy usłyszał, że za jego plecami Holden próbuje powstrzymać śmiech, spojrzał w jego kierunku. Jego brat nic nie powiedział, jedynie wskazał na coś nad głową Haymitcha. Zerknął do góry i ujrzał
- Jemioła... - powiedział i znów spojrzał na Effie. Ona też podniosła głowę, żeby spojrzeć na jemiołę, a kiedy przeniosła wzrok z powrotem na niego, przygryzała wargę, żeby powstrzymać śmiech.
- I co z tym zrobisz? - zapytała. Jego oczy powędrowały do jej ust.
- Chyba mam pomysł.
Przysunął się bliżej niej, tak, że niemal stykali się klatkami piersiowymi. Czuł jej gorący oddech i ciepło jej ciała. Jej oczy wędrowały od jego oczu do jego ust i Haymitch po raz któryś tego wieczoru pomyślał, że wygląda pięknie. Jego serce przyspieszyło. Czuł się jak nastolatek tuż przed jego pierwszym pocałunkiem. Nachylił się w jej stronę, żeby ją pocałować. Miał wrażenie, że chciał to zrobić od dłuższego czasu. I sądząc po tym, jak na niego patrzyła, Effie też o tym myślała. Ich usta dzieliły już tylko milimetry i
- Blokujecie przejście!
Odskoczyli od siebie, jak oparzeni. Katniss patrzyła na nią z mieszaniną odrazy i rozbawienia. W dłoniach trzymała tacę na której stał dzbanek z herbatą i filiżanki. Haymitch wyminął ją i ruszył w stronę kuchni, wiedząc, że musi w końcu pomóc matce. Odwrócił się jednak przez ramię, żeby zerknąć na Effie. Obserwowała go i kiedy napotkała jego spojrzenie, wyszczerzyła się w uśmiechu. Odwzajemnił uśmiech i mrugnął do niej. W następnej chwili otworzył drzwi do kuchni.
***
Reszta wieczoru minęła w przyjemnej atmosferze. Haymitch i Effie wymieniali spojrzenia i uśmiechy częściej niż zwykle, co oczywiście nie umknęło uwadze Alice. Wciąż posyłała mu znaczące spojrzenia; Holden również.
Minuty zamieniały się w godziny i zanim wszyscy się obejrzeli, Prim zasnęła na fotelu przy kominku. Pani Everdeen stwierdziła, że czas wracać do domu. Na zewnątrz śnieg zaczął leniwie padać, ale do burzy śnieżnej było jeszcze daleko. Kiedy Isabelle zabrała córki i opuściły ich dom, Holden powiedział, że jest wykończony i że idzie spać. Alice również poszła do swojej sypialni, życząc im dobrej nocy.
Kiedy Haymitch i Effie zostali sami, ich oczy się spotkały i Haymitch wstał z fotela na którym siedział, żeby usiąść razem z nią na kanapie. Pomimo dużej ilości wolnego miejsca, usiadł tak blisko niej, że ich uda się o siebie ocierały. Wziął ją za rękę, tak że jej dłoń była wierzchem do góry.
- Mam coś dla ciebie. - powiedział, wyciągając wolną ręką z kieszeni małe pudełeczko zawinięte w ozdobny papier. Położył zawiniątko na jej wyciągniętej dłoni. - Nie chciałem ci tego dawać przy wszystkich.
Effie patrzyła na niego ze szczerym zdumieniem.
- Nie musiałeś... - wyszeptała.
- Są święta. - wzruszył ramionami - Musiałem.
Przysunęła pudełko do ucha i delikatnie nim potrząsnęła. Haymitch wywrócił oczami, na co się uśmiechnęła. Ostrożnie rozwinęła ozdobny papier, starając się nie porwać ani jednego kawałka, zupełnie jakby to była najważniejsza rzecz na świecie. Kiedy podniosła wieczko pudełka, jej oczom ukazała się srebrna bransoletka z przywieszką w kształcie małej gwiazdki. Wpatrywała się w nią tak długo, że Haymitch zaczął się czuć niekomfortowo. Odchrząknął i odwrócił wzrok.
- Nie musisz jej nosić, ani nic takiego. - wymamrotał, czując się jak kompletny idiota. - Możesz ją oddać i wybrać coś innego.
- Nie chcę nic innego! - powiedziała to, jakby myślała, że Haymitch stracił rozum. - Jest piękna. Dziękuję.
Zarzuciła mu ramiona na szyję i przytuliła go mocno wtulając swoją twarz w jego szyję. Niezręcznie odwzajemnił uścisk, nie wiedząc jak się zachować.
- To tylko bransoletka. - burknął.
Effie odsunęła się od niego. Wyciągnęła bransoletkę z pudełka i podała mu ją, wyciągając swój prawy nadgarstek. Wziął od niej bransoletkę i zapiął na jej ręce. Podniosła ją na wysokość oczu, żeby móc jeszcze raz przyjrzeć się małej gwiazdce. Na jej twarzy rozpromieniał ogromny uśmiech. Opuściła rękę i ujęła jego dłoń. 
- Mam dla ciebie jeszcze jeden prezent prezent.
I zanim zdążył chociażby mrugnąć, Effie się pochyliła i ich usta się spotkały. Całowanie jej, było właśnie takie, jak sobie wyobrażał. Jej usta były miękkie i słodkie. Jej dłonie ujęły jego policzki, jakby chciała go przyciągnąć jeszcze bliżej siebie. Kiedy przygryzła jego dolną wargę, poczuł jak się uśmiecha. Całowali się tak samo, jak się kłócili. Była to zacięta walka ust, zębów i języków. Oderwali się od siebie dopiero, kiedy zaczęło im brakować tchu.
- Wesołych świąt, skarbie. - wymamrotał, nie mogąc się powstrzymać od uśmiechu. Wyszczerzyła się do niego, niczym dziecko, które właśnie dostało wymarzony prezent.
- Wesołych świąt.

poniedziałek, 6 czerwca 2016

♥ ♥ ♥

NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE W TYM TYGODNIU!
NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE W TYM TYGODNIU!
NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE W TYM TYGODNIU!
NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE W TYM TYGODNIU!
NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE W TYM TYGODNIU!
NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE W TYM TYGODNIU!
NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE W TYM TYGODNIU!
NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE W TYM TYGODNIU!
NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE W TYM TYGODNIU!
NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE W TYM TYGODNIU!
NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE W TYM TYGODNIU!
NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE W TYM TYGODNIU!
NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE W TYM TYGODNIU!
NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE W TYM TYGODNIU!
NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE W TYM TYGODNIU!
NOWY ROZDZIAŁ BĘDZIE W TYM TYGODNIU!

wtorek, 26 kwietnia 2016

Zimowa Opowieść: Rozdział 12

Effie
W bożonarodzeniowy poranek, Effie leżała z szeroko otwartymi oczami, wpatrując się w sufit. Haymitch nie wrócił do wschodu słońca. Nie wrócił na śniadanie. Sądząc po twarzach Holdena i Alice, oni również nie zmrużyli w nocy oka. Kiedy siedzieli przy stole, jedząc naleśniki i popijając herbatę, mało kto się odzywał. Tak naprawdę, cała trójka czekała, aż otworzą się frontowe drzwi i do domu wejdzie Haymitch. Jednak on tego nie robi.
Holden i Effie wymieniali kilka znaczących spojrzeń ponad stołem. Alice wciąż wyglądała przez okno. Atmosfera była nieco napięta; jak nigdy w domu Abernathy.
Kiedy po śniadaniu, razem z Holdenem zaczęli ubierać choinkę, Effie zapytała go, czy nie powinni zacząć go szukać. Chłopak tylko pokręcił głową i nie odezwał się ani słowem. Miał zaciśnięte usta i ściągnięte brwi. Jego barki były napięte. Nie trzeba było być geniuszem, żeby wiedzieć, że Holden się denerwował. Skończyli ubierać drzewko i do salonu weszła Alice. Powiedziała, że zapomniała kupić kilka rzeczy, więc pójdzie na Ćwiek - miejscowy targ. Poprosiła Holdena, żeby poszedł razem z nią, a Effie, żeby przypilnowała ciasteczka, które piekły się w kuchni.
Jednak w momencie w którym Holden i Alice wyszli z domu, a Effie weszła do kuchni, zobaczyła, że piekarnik jest wyłączony. Blacha z jeszcze ciepłymi ciasteczkami, leżała na blacie. Zorientowała się, że Alice po prostu chciała iść poszukać Haymitcha i nie martwić przy tym Effie.
Ledwo usiadła przy stole, kiedy usłyszała, że frontowe drzwi się otwierają i ktoś wchodzi do środka. Poderwała się z miejsca i wybiegła na korytarz, tylko po to, żeby zobaczyć, jak Haymitch zamyka za sobą drzwi.
- Haymitch! - wykrzyknęła z ulgą, jednak zanim zdążyła do niego podbiec, coś przykuło jej uwagę.
Nawet z miejsca w którym stała, mogła wyczuć smród alkoholu. Kiedy podniósł głowę, jego wzrok nie był skupiony, oczy miał przekrwione, jego ubrania wyglądały, jakby wytarzał się w śniegu. Podtrzymywał się ściany, żeby się nie przewrócić.
- Co się stało? - zapytała, postępując jeden krok naprzód. Skrzywił się i Effie zamarła w miejscu.
- Nie wrzeszcz, kobieto. - wymamrotał, ruszając w stronę schodów. Chciał ją wyminąć, ale ona zastąpiła mu drogę. Zmierzył ją gniewnym wzrokiem. - Rusz się.
- Nie, dopóki mi nie powiesz co się stało. - skrzyżowała ramiona na piersi. Nie tylko on potrafił robić gniewną minę.
- Dobrze wiesz co się stało. - syknął, starając się przejść koło niej, ale mu nie pozwoliła, kładąc mu dłoń na piersi. Jego ubrania były przemoczone. Prawdopodobnie przewrócił się kilka razy, kiedy szedł do domu.
- Nie, nie wiem. Wiem, że wróciłeś wczoraj na chwilę do domu, a później wyszedłeś. Co się stało?
- Nie jestem teraz w nastroju, żeby się z tobą użerać, Trinket. - warknął; jego szare oczy ciskały w nią gromy. - Rusz się, albo sam cię przestawię.
Effie stała oszołomiona i tym razem nie zareagowała, kiedy starał się ją wyminąć. Nigdy nie zwracał się do niej w taki sposób. Oczywiście, kłócili się przez cały czas, ale zawsze wiedzieli, gdzie leży granica. Zazwyczaj ich kłótnie polegały w większości na przekomarzaniu się i w głównej mierze flirtowaniu. Ale teraz Effie czuła się inaczej.
Stała tak, jak sparaliżowana, aż usłyszała głośne uderzenie i jeszcze głośniejsze przekleństwo. Odwróciła się na pięcie, w samą porę, żeby zobaczyć, jak Haymitch traci równowagę i spada ze schodów. Był dopiero na trzecim stopniu, jednak uderzenie wyglądało naprawdę groźnie. Krzyknęła przerażona i podbiegła do niego czym prędzej.
- Haymitch! - krzyknęła przerażona. - Nic ci nie jest? Odezwij się, głupku!
- Przestań krzyczeć! - mruknął, starając się podnieść z podłogi.
- Przysięgam ci, że kiedy będziemy na lodzie, dam ci porządny wycisk. - powiedziała gniewnie, ale mimo wszystko schyliła się, żeby pomóc mu wstać. - Pożałujesz tego wszystkiego.
Zarzuciła sobie jego jedno ramię na barki i pomogła mu się podnieść, biorąc na siebie większość jego ciężaru. Mało brakowało, a jej nogi by się pod nią ugięły.
- Zostaw mnie. - warknął, jednak w żaden sposób nie próbował się jej wyrwać. - Sam sobie dam radę.
- Oczywiście. - prychnęła drwiąco, ledwo łapiąc oddech. Kto by pomyślał, że Haymitch był taki ciężki.
Jakimś cudem udało im się pokonać schody, ale Effie jeszcze nie odetchnęła z ulgą. Zabrała go do łazienki i posadziła go na zamkniętej klapie od toalety. Oparł głowę o ścianę i zamknął oczy, nie robiąc żadnego ruchu, żeby jej pomóc, kiedy zaczęła ściągać z niego przemoczony płaszcz. Kiedy mokry płaszcz wylądował w wannie, żeby obciekł z wody, Effie zabrała się za ściąganie z niego swetra i koszulki, którą miał pod spodem. Odpinając guziki swetra, zorientowała się, że Haymitch ją obserwuje. Na jego ustach błądził leniwy uśmieszek.
- Jeśli chciałaś mnie nago, skarbie, wystarczyło powiedzieć. - zakpił, ale zabrzmiało to bez przekonania. Jej policzki zaczęły płonąć.
- Nie bądź śmieszny. - prychnęła, starając się ukryć swoje zakłopotanie. - Jeśli zostawię cię w tych mokrych rzeczach, przeziębisz się.
Sweter i bluzka również wylądowały w wannie, a wzrok Effie padł na ciało Haymitcha. Był umięśniony; był umięśniony, jeszcze zanim zaczęli trenować, a te wszystkie treningi tylko mu pomogły w budowaniu rzeźby. Ale to co przykuło jej uwagę, to duża blizna, niemal biała na opalonej skórze. Zaczynała się centymetr od pępka i ginęła na lewym biodrze, pod gumką od jego bokserek.
Czuła na sobie jego wzrok, kiedy drżącym palcem przesunęła wzdłuż blizny. Sekundę za późno, zdała sobie sprawę co robi i odchrząknęła, cofając dłoń. Spojrzała na niego i odsunęła się o krok. Jego wzrok wciąż nie był skupiony, a jego oczy były zamglone. Effie była niemal pewna, że w połowie nie zdawał sobie sprawy z tego, co właśnie się wokół niego działo.
- Powinieneś się wykąpać. - powiedziała, czując się niezręcznie. - Przyniosę ci suche rzeczy.
Była już przy drzwiach, kiedy usłyszała jego głos.
- Nie dołączysz? Wanna jest duża, skarbie.
Odwróciła się i zobaczyła, że na jego twarzy widnieje ten denerwujący uśmieszek. Znów się z nią przekomarzał. Pijany czy nie i tak działał jej na nerwach. Nie mogła się jednak powstrzymać od delikatnego uśmiechu.
- Dziękuję, ale nie skorzystam.
Wychodząc zamknęła za sobą drzwi. W pokoju Haymitcha wciąż panował taki sam bałagan, jak dzień wcześniej, więc znalezienie czystych ubrań sprawiło jej trochę problemu, ale po kilku minutach znalazła w szafie czyste spodnie i czarny sweter. Podała mu jego ubrania i zaczekała pod drzwiami od łazienki, żeby mieć pewność, że nie przewróci się w wannie i nie złamie karku.
Przez cały czas zastanawiała się nad tym co stało się po tym, jak zostawiła go samego w mieście. I o tym, że naprawdę się cieszyła, że Haymitch wrócił - choć pijany - bez śladów pobicia.
Kilkanaście minut później, wyszedł z łazienki, podtrzymując się ściany. Effie dobrze zrobiła, że na niego zaczekała, bo sądząc po tym, jak niepewnie trzymał się na nogach, nie była pewna czy doszedłby te kilka kroków do swojej sypialni. Jego włosy ociekały wodą. Jego spojrzenie było trochę bardziej przytomne, ale to nie znaczyło, że był mniej pijany.
- Co tu robisz? - zapytał niewyraźnie, starając się nie przewrócić idąc do swojego pokoju.
- Bałam się, że możesz się utopić. - odpowiedziała, zarzucając sobie jego rękę na swoje ramiona i obejmując go w pasie. Prychnął, ale nic już nie powiedział, tylko pozwolił jej, zaprowadzić się do pokoju. Kiedy w końcu tam dotarli, Effie miała wrażenie, że jej nogi były zrobione z galarety.
Pomogła mu położyć się na łóżku i Haymitch momentalnie zwinął się w kłębek. Coś w jej piersi ją zabolało na sam widok.
- Odeśpij kilka godzin. - powiedziała, wciąż stojąc przy jego łóżku. - Alice mówiła, że wieczorem przyjdą goście.
Miała zamiar wyjść i pozwolić mu spać, kiedy jego palce zacisnęły się na jej nadgarstku. Spojrzała na niego. Patrzył na nią, niemal błagalnie.
- Nie idź. - wymamrotał. Mówił cicho i Effie myślała, że się przesłyszała.
- Słucham?
- Nie idź. - powtórzył, ciągnąć ją lekko za rękę. Nie miała innego wyboru, tylko usiąść koło niego, oparta o wezgłowie jego łóżka. Momentalnie położył głowę na jej nogach, używając ich jak poduszki. Wtulił głowę w jej nogę, niczym przestraszone dziecko, które szukało schronienia. Effie nie zwracała uwagi na to, w jaki sposób jej wnętrzności się skręciły w jej brzuchu, a serce zaczęło galopować, bo w następnej chwili Haymitch wymamrotał - Koszmary.
- Nie pójdę... - powiedziała cicho, na co się nieco rozluźnił. Jej ręka bezwiednie powędrowała do jego mokrych włosów, które już zostawiały mokre ślady na jej spodniach. Nie przejmowała się tym. Po prostu zaczęła się bawić kosmykami jego włosów. Westchnęła i przymknęła oczy. - Ale powiedz mi.
- Nie chcę. - znów się napiął.
- Więc powiedz mi o czymś innym. - powiedziała, głaszcząc go po włosach. - Czymkolwiek.
Zapadła cisza. Był cicho przez tak długi czas, że Effie zaczęła myśleć, że zasnął. Zaczęła się zastanawiać, czy powinna go zostawić i wrócić na dół do kuchni, czy zostać, kiedy w końcu się odezwał. Jego głos był niski i zachrypnięty, jakby z trudem wydobywał z siebie słowa.
- Kilka lat temu... - zaczął bardzo cicho, z trudem przełykając ślinę. - Był wypadek. W kopalni. - Nie śmiała mu przerwać. Jej serce zamarło na sekundę. Właśnie miała usłyszeć o tym, jak Haymitch ledwo przeżył w kopalni. Wpatrywała się w jego głowę, jednak nie widziała jego twarzy. Nie była pewna, czy chciała widzieć wyraz jego twarzy. - Pracowałem tam. Dół się zawalił. Belka przebiła mi brzuch. Nie mogłem oddychać. Wszędzie krzyczeli ludzie. Zginęła masa ludzi. Everdeen po mnie wrócił. - Effie poczuła na swojej nodze mokre kropelki, które przesiąkały przez materiał jej spodni. Nic nie powiedziała. Wiedziała, że Haymitch płacze i sama myśl, sprawiła, że nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. - Byliśmy prawie przy wyjściu, kiedy coś wybuchło. Everdeen mnie popchnął i przez to zginął. Tamtego dnia w kopalni było nas czterdziestu ośmiu. Wyszedłem tylko ja...
- Haymitch... - wyszeptała, ale chyba jej nie usłyszał. A jeśli ją usłyszał, to nie zwrócił na nią uwagi.
- Firma wiedziała, że to była ich wina. - ciągnął dalej; w jego głosie pobrzmiewał gniew. - Sprzęt nie był sprawdzony. Wysłali nas głębiej, niż powinni. Kiedy leżałem w szpitalu, przyszli do mnie i powiedzieli, że dadzą mi pieniądze w zamian za milczenie. Nie zgodziłem się. Tego samego dnia, przyszła do mnie mama z Holdenem i powiedziała, że ktoś się włamał do domu. Nic nie ukradli, ale wiadomość była jasna. Zażądałem, żeby wypłacili też odszkodowanie pozostałym czterdziestu siedmiu rodzinom. Zgodzili się bez mrugnięcia okiem. A teraz co miesiąc przychodzi czek na moje nazwisko, z sumą większą niż kiedykolwiek mogłem wymyślić. Brzydzę się sobą...
- Przestań. - powiedziała. Nie mogła już więcej znieść. Czuła, jak pod powiekami palą ją łzy. - To nie twoja wina.
- Mama też tak mówi. - prychnął, pociągając nosem.
- Bo to prawda. - pociągnęła go lekko za włosy, żeby zrozumiał. - Haymitch, gdyby ten mężczyzna po ciebie nie wrócił, nie żył byś. A gdybyś nie wziął tych pieniędzy, kto wie co mogłoby się stać.
- Nie powinien po mnie wracać.
- Nie mów tak. - syknęła - Gdyby tego nie zrobił, nie byłoby się teraz tutaj.
Znów zapadła cisza, podczas której Effie nie mogła się pozbyć z głowy okropnych obrazów. Widziała to wszystko. Widziała, jak zapada się kopalnia, jak Haymitch zostaje przygnieciony spadającą belką i jak ta sama belka przebija jego brzuch w miejscu, w którym teraz miał bliznę. Widziała, jak inny mężczyzna mu pomaga i jak zabiera go do wyjścia z kopalni. I wtedy cały świat eksploduje.
Effie miała problemy z przełykaniem. Była wdzięczna mężczyźnie, którego nawet nie znała, za to, że go uratował. Za to, że teraz mogła z nim siedzieć i czuć jego ciepłe ciało przy swoim.
- Lissie powiedziała, że chciała mi powiedzieć wiele razy. - odezwał się po pewnym czasie, wyrywając ją z ponurych myśli. - Powiedziała, że ona i Patrick spotykają się od dłuższego czasu. Powiedziałem jej, że wystarczyło powiedzieć. - odwrócił się do niej, żeby móc na nią spojrzeć. Jego szare oczy były zaczerwienione i wilgotne. - Bo nie jestem na nią zły. Nie za to, że mnie zdradziła. Tylko za to, że nic mi nie powiedziała. Kiedy z nią byłem, nic nie czułem. Okłamywałem sam siebie, że ją kocham. Ale to nie była prawda. - Wyciągnął dłoń i przesunął palcami po jej policzku. Nie spuszczał wzroku z jej niebieskich oczu. - A później pojawiłaś się ty...
- Przestań. - wykrztusiła przez zaciśnięte gardło, przykrywając jego dłoń swoją własną i odciągając ją, od swojego policzka. Ze wszystkich sił starała się powstrzymać łzy, które cisnęły się do jej oczu.- Uwierz mi. Podziękujesz mi, kiedy wytrzeźwiejesz.
Nic nie powiedział. Po prostu znów się odwrócił tak, że nie mogła widzieć jego twarzy, ale chwycił jej dłoń i przyciągnął ją do swojej twarzy. Czuła na wierzchu dłoni jego gorący oddech, tuż przed tym, jak jego usta zetknęły się z jej skórą. Całe szczęście, że na nią nie patrzył, bo Effie nie była już w stanie powstrzymywać łez. Gorące krople spływały po jej twarzy, rujnując jej makijaż.
Dlaczego płakała? Ponieważ, gdyby Haymitch nie był pijany, nigdy by jej nie powiedział tego, co właśnie jej powiedział. Nigdy nawet by nie wspomniał o wypadku w kopalni. A później jeszcze to o Lissie i o niej. Nie pozwoliła mu dokończyć, bo wiedziała, że kiedy wytrzeźwieje, najprawdopodobniej nie będzie tego pamiętał, a ona nie była gotowa na to, żeby złamał jej serce w taki sposób.
______________________________________________________________________
Dajcie znać co myślicie!
+ Jeśli wyłapiecie błędy, dajcie mi znać.